wtorek, 4 września 2018

#17 Miłość różne przybiera formy - "Płatki wspomnień", Augusta Docher

Źródło
Liczba stron: 558
Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: 30.08.2018
Moja ocena: 9/10

Augusta Docher przyzwyczaiła nas do historii mało brutalnych, w których owszem bohaterów spotyka szereg czasem naprawdę okropnych sytuacji, jednak nie wzbudzających do granic możliwości emocji. Historie są życiowe, każdy z nas z pewnością potrafiłby w nich odnaleźć najmniejszą cząstkę siebie, bo przecież to wszystko, co muszą przeżywać postacie na papierze mogłoby i nas, w codziennym życiu spotykać. Jednak "Płatki wspomnień" to zupełnie inny, o wiele wyższy poziom brutalności. Ta powieść to zupełnie, co innego, czym do tej pory nas darzyła autorka. Lecz nie oznacza, że to jakaś przywara czy minus, wręcz przeciwnie, historia tym bardziej jest wciągająca i chwytająca za serce. A po lekturze długo nie chce wyjść z rozszalałego umysłu, bez znaczenia pozostaje fakt jak bardzo byśmy się o to starali.

Muszę przyznać, że książka ta mnie nie porwała od pierwszych stron, a naprawdę mam to szczęście, że rzadko tak się dzieje. Bardzo lubię grube księgi, im więcej stron tym lepiej, dlatego też z początku trochę czułam się rozczarowana. W tym przypadku, niestety tak właśnie było. Zaczęłam lekturę, strona mijała za stroną, a ja jedynie zastanawiałam się, czy dalsze czytanie ma w ogóle sens. Może spowodowane to było tym, że miałam spore oczekiwania względem tego tytułu, bowiem zostałam przez autorkę do pewnego stopnia rozpieszczona i przyzwyczaiłam się, że po jaką lekturę bym nie sięgnęła to mi się ona spodoba na 100%. Tutaj tak nie było. Z początku historia wydawała mi się jakaś taka mdła i sprawiała wrażenie, jakby czegoś ważnego w niej zabrakło. Jakie to szczęście, że nie lubię zostawiać rozpoczętych książek, nie potrafię ich po prostu odrzucić na bok i sięgnąć po coś innego. Brnęłam dalej w tę historię i coraz bardziej mi się ona podobała...
Liu to młoda i urocza dziewczyna, której z dnia na dzień wali się na głowę cały świat. Jej dotychczasowa współlokatorka a jednocześnie dziewczyna wyrzuca ją z domu. Liu jednak wydaje się z tym być pogodzona, zwłaszcza, że tak jakby obarcza siebie winą. Bowiem nagle dotarło coś do niej - że jednak woli mężczyzn, i że to z którymś z nich chciałaby ułożyć sobie życie. Przeprowadza się więc do pewnego fotografa, Sandersa. Niestety, ale ten dość szybko okazuje się zwyczajnym satrapą, oprawcą i łotrem. Dziewczyna jest załamana i sama już nie wie, co ma dalej robić. Wtedy na jej drodze pojawia się całkiem przypadkiem Robert Plummer. Czy zdoła on odmienić życie swoje i młodej Chinki? Czy osoby z dwóch całkiem różnych światów mogą być ze sobą szczęśliwi?
"- Słyszałaś? - Marszczę brwi.
- Co?
- Kamień.
- Jaki kamień? - Mad lekko się odchyla i patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
- Właśnie spadł mi z serca - wygłaszam poważnie.
- Dupek - parska pod nosem."
Nie można powiedzieć, że ta opowieść jest nudna. Bo zwyczajnie byłoby to kłamstwo. Jednak na początku cała historia jest strasznie rozwleczona, mało się tam dzieje. Dopiero końcówka nabieram rumieńców i czytelnik przechodzi przez nią z zapartym tchem. Autorce udało się tutaj połączyć kilka gatunków i to bardzo różnych ze sobą. Mianowicie, mamy z pewnością romans pomiędzy głównymi bohaterami, są także elementy dość ostrego BDSMu, o czym od razu wspominam, bowiem zdaję sobie sprawę, że są osoby, które takich klimatów po prostu nie lubię. Jest także zwyczajny erotyk z przepięknymi scenami łóżkowymi. Nie zabrakło odrobiny adrenaliny, które mogły nam dostarczyć elementy thrillera. To wszystko, a także sami bohaterowie, którzy okazali się bardzo wyraziści, sprawiło, że obok tego tytułu nie da się przejść obojętnie.
Źródło
Nie sposób tu nie wspomnieć o samych postaciach. Od pierwszych stron urzekł mnie Robert. A czym najbardziej? Ano tym, że chociaż dorobił się fortuny, nie odznacza się on pychą, butą i zarozumialstwem, że wszystko wie i robi lepiej od innych. Jest skromnym mężczyzną i bardzo uczuciowym, ale także dźwigającym na swoich plecach dość duży bagaż doświadczeń. Po sześciu latach od dramatycznych wydarzeń próbuje jakoś poradzić sobie ze swoim życiem, odnaleźć na nowo szczęście.  Z pomocą Malcolma, przyjaciela i jednocześnie jego służącego, jakoś wychodzi na prostą. Do tego ma narzeczoną, piękną kobietę, która w łóżku potrafi wyczyniać cuda. Mad szybko jednak pokazuje swoje prawdziwe oblicze, które nie jest wcale sympatyczne. Znienawidziłam tę osobę od pierwszej sceny z nią. Zawsze wyniosła, oziębła, uważająca, że ci którzy są służącymi to jednocześnie są gorszymi osobami. Przy takich tekstach aż zgrzytałam ze złości zębami. Liu z początku mnie irytowała. Zawsze dobra, zawsze pokorna i robiąca wszystko, by to inni byli zadowoleni. Nigdy nie myślała o sobie i o swoich uczuciach. Myślała, że to co wyczyniali z nią Nina i później Sanderson to coś normalnego. Aż chciałam nią potrząsnąć, bo dziwiło mnie strasznie, jak ktoś może się na tego typu procedery zgadzać. A ona to robiła i jeszcze uważała, że wszystko jest ok. Już nawet kiedy poznała Roberta, broniła Niny, by w oczach jej nowego znajomego nie wyglądała na wyrachowaną sukę.
"Ci Chińczycy w ogóle nie mają szacunku do życia i własnego zdrowia, no, ale to zrozumiałe, bo tylu ich jest, że jak któryś zginie, nikt nie zauważy."
Jednak najlepiej zarysowaną postacią był sam oprawca. Z początku czytelnikowi jawił się on jako porządna osoba, która wszystkim by najchętniej przychyliła nieba, jednak z czasem okazało się, że musi mieć ona jakieś porządne zaburzenia psychiczne. Bo nikt normalny na coś takiego by nigdy nie wpadł. Nie podejrzewałam, kto może być autorem krótkich wiadomości, które pojawiały się niekiedy na koniec któregoś rozdziału. Były przejmujące i pełne emocji, lecz do samego prawie końca skrywały kto je stworzył i kto to wszystko tak misternie zaplanował.
Ciekawym pomysłem było również umieszczenie na początku każdego rozdziału sentencji Konfucjusza. Nadawały one całej historii nowego wymiaru i jakby dodatkowego smaczku, który skłaniał do dalszego czytania.
Należy wspomnieć także o tym, że nie zabraknie tutaj przekleństw, ale z uwagi na fakt, iż występują one jedynie w tych scenach, w których tylko one pasowały do wyrażenia emocji, nie przeszkadzały jakoś bardzo, wręcz przeciwnie, wpasowywały się w 100% w daną sytuację.
Jeżeli ktoś myśli, że to bardzo poważna powieść, to jest jednak w błędzie. Nie zabrakło tutaj przepięknych i wzruszających cytatów, które najchętniej zapisałabym w jakimś sekretnym notesiku i zaglądała tam, gdyby tylko nadszedł do mnie cięższy czas. Pojawiały się także inteligentne dialogi okraszone nutką humorystyczną, przez co czasem nie potrafiłam się powstrzymać przed gromkim śmiechem. Z niektórymi wypowiedziami, w szczególności Malcolma się w pełni zgadzałam.

Podsumowując, "Płatki wspomnień" to przejmująca opowieść o poszukiwaniu swojego osobistego szczęścia. Autorka zaskakuje zwłaszcza tym, że umieszcza tutaj elementy ostrego BDSMu, czego raczej próżno szukać w jej poprzednich tytułach. Historia z początku wydaje się nudna, jednak z czasem zaczyna wciągać, aż w końcu nie można się od niej oderwać dopóki nie dobrnie się do samego końca. Przepełniona świetnie zarysowanymi bohaterami, szeregiem emocji, a także dość sporą humorystyką z pewnością wryje się w wasze serca i pozostaje w nich na dłużej.



Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Novae Res.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję, że tu zawitałeś. A może zostawisz po sobie jakiś ślad? ;)

Warto przeczytać ;)

#10 Miłość potrafi poplątać niektórym drogi - "Pojedynek", Marie Rutkoski

Źródło Liczba stron: 380 Wydawnictwo: Feeria Young Data premiery: 18.11.2015 Moja ocena: 10/10 I nadszedł czas na zrecenzow...