Źródło |
Liczba stron: 511
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data premiery: 28.06.2017
Moja ocena: 10/10 ♥
Kiedy zabierałam się za lekturę tej książki tak naprawdę nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Opis na okładce był w sumie intrygujący i zachęcający, zaś sama okładka dość subtelna i niewiele zdradzająca. Czy czytałam coś wcześniej autorstwa tej autorki? Nie. Czy słyszałam coś o niej, cokolwiek? Tak, wiedziałam, że to właśnie spod jej pióra powstała Saga Księżycowa, na temat której sporo osób wypisywało wręcz peany, że taka wciągająca, że taka świetna itp. Lecz jak na razie nie miałam sposobności się z nią zapoznać. Często żałuję, że doba ma jedynie 24 godziny, a nie trwa dłużej :( Ale wróćmy do tematu... Kiedy zobaczyłam, że prześwietna Meredith organizuje z nią BookTour to nie mogłam się powstrzymać i musiałam kliknąć na "Biorę udział" :D Dziwicie się mi? To tylko i wyłącznie dlatego, że sami jeszcze pewnie nie mieliście okazji zapoznać się z tą przecudowną historią. Z góry przepraszam, że ta recenzja będzie taka przesłodzona i wypełniona prawie samymi zachwytami, ale inaczej się po prostu nie da. No nie da!
Każdy z was pewnie zna bardzo dobrze uroczą bajkę o Alicji w Krainie Czarów i kojarzy jej charakterystycznych bohaterów. Powiem szczerze, że dopiero czytając tę powieść zorientowałam się, że ci bohaterowie są tacy zabawni i oryginalni. A może dopiero teraz nadszedł czas, abym to dostrzegła? Autorka wzorowała się tutaj na twórczości Lewisa Carolla, który to właśnie powołał do życia Alicję i jej przyjaciół oraz wrogów, lecz dodatkowo stworzyła własną historię, która ma niepowtarzalną głębię i... Nie posiada szczęśliwego końca. I chociaż wiedziałam o tym dobrze, do ostatniego zdania miałam nadzieję, że wszystko zakończy się pozytywnie, że każdy odnajdzie swoje szczęście i zrozumie błędy popełnione w przeszłości. Że matka Cath, Markiza, pojmie, że nie można nikogo zmuszać do miłości, bo jedyne co się tym wywoła to jeszcze większe nieszczęście. Że pojmie, że wystarczy się cieszyć z małych radości własnego dziecka, aby być z niej dumną, nie potrzeba tutaj żadnych arystokratycznych tytułów ani wysoko postawionych małżonków. Trzymałam kciuki za to, by do Cath w końcu dotarło, że pogoń za tym, czego inni od niej chcą, a jednocześnie zapominając o własnych marzeniach, jej z pewnością nie uszczęśliwi.
Jacy byli bohaterowie? Na pewno nie nieskazitelni, każdy miał coś za uszami tak naprawdę. Była więc Cath, która szczerze mówiąc strasznie mnie irytowała swoim niezdecydowaniem. No serio, raz mówiła, że kocha tylko Figla, zapewniała wszystkich wokół, że jest dla niego w stanie zrobić dosłownie wszystko, a zaraz potem zmieniała podejście o całe 180 stopni i mówiła, że przyjmie oświadczyny Króla Kier. I żeby tak było tylko raz, to ok, mogłabym zrozumieć, że była w szoku, nie wiedziała, co począć, ale ona czyniła tak z dobrych kilka razy, jak nie więcej. Nie polubiłam jej zbytnio. Ale podobnie było z samym jej absztyfikantem. No ludzie, on mnie chyba jeszcze bardziej irytował niż ona. Niby władca, niby powinien dbać jak najlepiej o swoich podwładnych, a dla niego co było najważniejsze? No, oczywiście, że zabawa! Był do tego nieśmiały i zachowywał się zupełnie jak małe dziecko. Wszystkim się ekscytował i jeszcze chyba wychodził z założenia, że każdy go lubi... A kiedy Królestwo zaatakowała bestia ten był w pierwszym rzędzie do ucieczki... W ogóle nie było mi go żal, nawet jak go Cath wykorzystała i wycisnęła niczym sok z cytryny. Rodzice głównej bohaterki nie byli lepsi. Zależało im na szczęściu jedynej córki, ok, spoko, rozumiem. Ale czy naprawdę musieli robić coś na siłę, zmuszać ją do małżeństwa z Królem, zasłaniając się tym, że chcą jej dobra i by miała świetlaną przyszłość? I serio, dopiero na koniec całej tej na swój sposób ponurej historii, wpadli na to by się Cath bezpośrednio zapytać o to, czy to co uczyni sprawi, że będzie ona szczęśliwa? Ufff... Najbardziej ze wszystkich postaci polubiłam Figla - rozbawiał mnie swoimi tekstami, ale urzekł mnie także tym, że był gotów poświęcić dla ukochanej dosłownie wszystko. W sumie żal mi go było, bo zawsze pałał taką nadzieją, że wszystko jakoś się ułoży i że jednak będą żyć długo i szczęśliwie, a wszystko ostatecznie wiadomo jak się skończyło. Polubiłam także Mary Ann, najlepszą niegdyś przyjaciółkę Cath, chociaż w pewnym momencie równie mocno podniosła mi ona ciśnienie. Kruk oraz Kapelusznik to również moi ulubieńcy, oni dodawali sobą całej tej historii jeszcze bardziej specyficznego smaczku.
Myślę, że pokochacie tę powieść dosłownie za wszystko. Za sam pomysł, za lekki styl, za akcję, za różnorodnych bohaterów, za humor, którego tutaj nie brakuje, za miłość i w końcu za przesłanie płynące z tej powieści. Ja nie żałuję, że sięgnęłam po tę historię, bo w sumie oglądając chociażby samą bajkę zastanawiałam się czasem, czemu ta Królowa Kier jest taka okrutna. No właśnie, na zakończeniu to moje serce zostało rozerwane na strzępy i rzucone zwierzętom na pożarcie... Bez serca wywołuje ogrom skrajnych emocji - tutaj jesteś roześmiany, bowiem Figiel znów popisał się swoją charakterystyczną elokwencją, a zaraz już masz łzy w oczach ze złości, bowiem matka po raz kolejny potraktowała bardzo ozięble swoją córkę. Obok tej powieści nie da się przejść obojętnie, kiedy tylko "rzucicie" okiem na jej okładkę znajdziecie się w pułapce bez wyjścia. A znajdziecie je dopiero wtedy, kiedy przeczytacie jej ostatnie zdanie. I tak na koniec już - wiecie z czym mi się skojarzyła scena, w której spotykamy Figla po raz pierwszy, który zjeżdża na pętli? Z filmem Król Rozrywki i z tańczącym Hugh Jackmanem. W sumie, on by się idealnie nadawał do roli królewskiego błazna, z pewnością bym oglądała taką produkcję i to nie raz czy dwa ;)
Źródło |
Każdy z was pewnie zna bardzo dobrze uroczą bajkę o Alicji w Krainie Czarów i kojarzy jej charakterystycznych bohaterów. Powiem szczerze, że dopiero czytając tę powieść zorientowałam się, że ci bohaterowie są tacy zabawni i oryginalni. A może dopiero teraz nadszedł czas, abym to dostrzegła? Autorka wzorowała się tutaj na twórczości Lewisa Carolla, który to właśnie powołał do życia Alicję i jej przyjaciół oraz wrogów, lecz dodatkowo stworzyła własną historię, która ma niepowtarzalną głębię i... Nie posiada szczęśliwego końca. I chociaż wiedziałam o tym dobrze, do ostatniego zdania miałam nadzieję, że wszystko zakończy się pozytywnie, że każdy odnajdzie swoje szczęście i zrozumie błędy popełnione w przeszłości. Że matka Cath, Markiza, pojmie, że nie można nikogo zmuszać do miłości, bo jedyne co się tym wywoła to jeszcze większe nieszczęście. Że pojmie, że wystarczy się cieszyć z małych radości własnego dziecka, aby być z niej dumną, nie potrzeba tutaj żadnych arystokratycznych tytułów ani wysoko postawionych małżonków. Trzymałam kciuki za to, by do Cath w końcu dotarło, że pogoń za tym, czego inni od niej chcą, a jednocześnie zapominając o własnych marzeniach, jej z pewnością nie uszczęśliwi.
- Na to też mam swoją sztuczkę, lady Catherine.- W twojej czapce?Zachichotał.- Czapka to nie jedyny mój magiczny aspekt.Kiedy zaczynałam lekturę nie sądziłam, że aż tak mnie ona pochłonie. I z początku nawet sobie pomyślałam, że te wszystkie recenzje, które miałam okazję przeczytać na temat tego tytułu, są dość mocno wygórowane. Bo, szczerze mówiąc, nie lubię zbytnio książek, w których można znaleźć mnóstwo opisów jakiś potraw czy ciast. No na dłuższą metę to zwyczajnie na mnie nie działa. A tak właśnie rozpoczyna się Bez serca. Od opisu wyrabiania przez Cath przepysznych tart cytrynowych. Jednak później, z każdą kolejną stroną wnikałam w tę historię coraz bardziej i nie potrafiłam się oderwać. Nie da się przejść obojętnie obok tej całej historii, zwłaszcza, że większości znana jest bajka z dzieciństwa o Alicji. Za połowę sukcesu odpowiada tutaj niewątpliwie sama okładka, która choć może i minimalistyczna, ale w zupełności oddaje charakter tej powieści, idealnie pokazuje to, o czym ona będzie. Nie rozumiecie o co tutaj może chodzić? Zaręczam, że zrozumiecie, kiedy tylko zagłębicie się w tej pełnej miłości i bólu, poświęcenia i oddania historii.
Źródło |
- Powiedz (...). Zrobię wszystko, zapłacę każdą cenę... - głos jej się załamał. - Znaczy, nie mam zbyt wiele pieniędzy, ale mogę zapłacić w naturze albo...Na plus z pewnością zasługuje tutaj także to, że każda ze stron jest misternie ozdobiona mniejszą wersją serca z okładki. Ślicznie to wygląda i aż z jeszcze większą przyjemnością przewracałam kartki. Minusa, niestety, nie zabrakło... Mianowicie, w książce natrafiłam na dość sporo błędów stylistycznych i to w większości takich, których poprawienie zajęłoby kilka minut - np. brakujące litery, inne litery zamiast tych prawidłowych, co powodowało powstawanie nowych wyrazów, to naprawdę utrudniało trochę lekturę. I zabierało odrobinę przyjemności z niej płynącej.
Myślę, że pokochacie tę powieść dosłownie za wszystko. Za sam pomysł, za lekki styl, za akcję, za różnorodnych bohaterów, za humor, którego tutaj nie brakuje, za miłość i w końcu za przesłanie płynące z tej powieści. Ja nie żałuję, że sięgnęłam po tę historię, bo w sumie oglądając chociażby samą bajkę zastanawiałam się czasem, czemu ta Królowa Kier jest taka okrutna. No właśnie, na zakończeniu to moje serce zostało rozerwane na strzępy i rzucone zwierzętom na pożarcie... Bez serca wywołuje ogrom skrajnych emocji - tutaj jesteś roześmiany, bowiem Figiel znów popisał się swoją charakterystyczną elokwencją, a zaraz już masz łzy w oczach ze złości, bowiem matka po raz kolejny potraktowała bardzo ozięble swoją córkę. Obok tej powieści nie da się przejść obojętnie, kiedy tylko "rzucicie" okiem na jej okładkę znajdziecie się w pułapce bez wyjścia. A znajdziecie je dopiero wtedy, kiedy przeczytacie jej ostatnie zdanie. I tak na koniec już - wiecie z czym mi się skojarzyła scena, w której spotykamy Figla po raz pierwszy, który zjeżdża na pętli? Z filmem Król Rozrywki i z tańczącym Hugh Jackmanem. W sumie, on by się idealnie nadawał do roli królewskiego błazna, z pewnością bym oglądała taką produkcję i to nie raz czy dwa ;)
Jaka wysoka ocena i ile zachwytów 😙 dobrze ze bez serca mam u siebie na półce, kwestia czasu aż aż i ja przeczytam 😘
OdpowiedzUsuńHahaha xD Wiem, że dużo zachwytów i w ogóle, ale przy tym tytule się inaczej nie da :D Wszystko jest tutaj takie cudowne, dopracowane, bohaterowie wyraziści itp., sporo akcji, że naprawdę nie da się nudzić. A ile emocji przy czytaniu jest! Bierz się za tę książkę jak najszybciej :)
UsuńNie słyszałam o tej książce, o Sadze Księżycowej też. Ale lubię kiedy autorzy biorą inną historię i przerabiają ją po swojemu, dodając jej głębi i nowych znaczeń. A okładka cudo.
OdpowiedzUsuńMasz rację, okładka to jest cudo, ale także w środku te a'la zdobienia każdej ze stron też zachwycają i robią swoje ;) A historia naprawdę cudowna, autorka miała świetny pomysł na poprowadzenie całej fabuły, udało się jej napisać coś, co wywołuje w czytelniku tak wiele skrajnych emocji ;)
Usuń