poniedziałek, 9 lipca 2018

#14 Nowoczesny Diabeł ubiera się u Prady - "Jak upolować pisarza?", Sally Franson [PRZEDPREMIEROWO]



Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Znak
Data premiery: 18.07.2018
Moja ocena: 5/10 

Jak tylko ujrzałam tę książkę w propozycjach do zrecenzowania, pomyślałam, że muszę ją koniecznie przeczytać. Co mnie aż tak tutaj urzekło? Po pierwsze, od dłuższego czasu czytałam w Internecie różne zachęcające teksty, że warto, że będzie zabawnie, że uśmieję się do łez. Nie ukrywam, że jeszcze bardziej przyciągało mnie do tej pozycji to, że była ona porównywana do Diabła ubierającego się u Prady. Czytałam zarówno książkę o tym tytule, jak i obejrzałam film. Obydwie formy urzekły mnie w 100%, pomyślałam więc, że i ta lektura będzie równie wspaniała, a może nawet bardziej. Czy jednak tak faktycznie było? Co się wydarzyło, że mgła, która zasnuwała treść opadła i zobaczyłam ją na własne oczy? Czy książka ta warta jest spędzenia chociaż jednej minuty na jej zgłębianiu? Przekonajcie się sami, czytając moją przedpremierową opinię, jednak już teraz szczerze uprzedzam, że robicie to na własną odpowiedzialność! Po drugie, co mnie tutaj zachęciło do lektury, była okładka. Tak, tak. Większość z was pewnie powie, że jest minimalistyczna i brzydka, ale moim zdaniem oddaje sedno tej powieści, pokazuje czym się zajmowała główna bohaterka. Postać dziewczyny jest tak umiejętnie stworzona, że aż ciężko od niej oderwać wzrok, przynajmniej mi. Przejdźmy do szczegółów.

"Te myśli były jak skarpetki, które tłukły się po bębnowej suszarce mojego mózgu, gorące i w ciągłym ruchu. Nie było trudno poczuć, że nie pasuję do tego świata. Ale nie tylko to mi doskwierało. Czułam wiele rzeczy naraz. Istnieje pewnie wiele niemieckich złożonych rzeczowników na takie uczucia, jak zwodnicza rywalizacjoprzyjaźń i musiszmiprzypomniećkimjesteizm lub właściwyksięgarniomokultystycznymżalpostracienajlepszejprzyjaciółki, ale tego typu wieloznaczne poetyckie konstrukcje nie funkcjonowały w moim języku, pozostał mi więc tylko smutek."
Zacznijmy może od tego, że z tyłu okładki widnieje zachęcający opis. Owszem, jest skonstruowany tak, by za dużo potencjalnemu czytelnikowi nie zdradzić, ale jednocześnie, by sprawić, że jednak już nie odłoży on książki na półkę, a pójdzie z nią w kierunku kasy. Ciekawym zdaniem jest te, które wprost mówi, że z początku nie polubimy głównej bohaterki, Casey Pendergast. I tak faktycznie było, przynajmniej u mnie. Tylko z drobną różnicą. Mianowicie, ja jej w ogóle nie polubiłam! Wydawała mi się strasznie chciwa, najważniejsze dla niej były pieniądze i nawet to, że szefowa ją w pewien sposób wykorzystywała nie robiło na niej zbytnio wrażenia, nie chciała tego może zauważać, bo przecież najważniejsze było to, że zarabia mnóstwo kasy, dzięki czemu może sobie zakupić dosłownie wszystko, co tylko przyjdzie jej do głowy. Najważniejsza więc dla niej była praca, bo przecież bez niej nie miałaby tyle kasy. Potrafiła dla niej nawet poświęcić swój związek. I tu dochodzimy do kolejnej, irytującej kwestii. Bowiem, kiedy Casey już została porzucona, to z jednej strony narzekała na to, było jej zwyczajnie przykro, że jakiś mężczyzna ją porzucił, lecz z drugiej strony z początku nawet nie dostrzegała swoich błędów, uważała z góry, że nie zasłużyła na takie traktowanie. A ja powiem szczerze, że nie dziwię się temu facetowi, bo powiedzmy sobie szczerze, kto chciałby być śledzony i kontrolowany? No właśnie, nikt. Jeśli mówimy już o tym, jakich bohaterów nie polubiłam to mogłabym tu wymieniać jeszcze długo (naprawdę było ich wielu), lecz wspomnę jeszcze jedynie o jednej postaci - szefowej Casey, czyli Celeste. No to była dopiero suka! Trzeba przyznać, że ze swoim paskudnym charakterem i sposobem bycia potrafiła się skrzętnie ukrywać, zakrawało to nawet na genialne i inteligentne myślenie. Lecz, kiedy pokazała swoją prawdziwą twarz... Wyobrażam sobie, w jakim szoku musiała być Casey, przecież przez prawie całą książkę wykrzykiwała wręcz peany pod adresem swojej szefowej.
"Dziesięć procent! Kto wie, ile radości będę mogła sobie kupić za te dodatkowe dziesięć procent! Może nawet zatrudnię asystentkę i zwalę na nią nudne życiowe sprawy, żebym sama mogła się zająć ważnymi rzeczami, jak praca nad sobą i tym, co blogerzy lajfstajlowi nazywają "troską o siebie". Nie możemy uzdrowić świata, jeśli najpierw nie uzdrowimy samych siebie, mówili."
Zadacie teraz pewnie pytanie: Czy polubiłaś jakąkolwiek postać w tej książce? Odpowiem krótko: tak. A teraz trochę rozbuduję tę odpowiedź. Z miejsca polubiłam chociażby Susan, czyli najlepszą przyjaciółkę głównej bohaterki. Była pisarką, starała się coś własnego stworzyć, ale zawsze jej "dzieła" kończyły jedynie w szufladzie biurka. Pewnego razu Casey chciała zrobić dobry uczynek dla niej i przy okazji jakoś odwdzięczyć się za wszystko, co ta dla niej zrobiła. Domyślacie się chyba, jak bardzo Susan się na nią wkurzyła, gdy to wyszło na jaw. No cóż, nikt nie lubi jak ktoś robi komuś za plecami, nawet jeżeli ma wtedy dobre intencje. Ale taką przyjaciółkę jak Susan sama bym chciała mieć. Zawsze gotowa na pocieszenie chociażby przytuleniem czy też dobrym słowem, w każdej sytuacji wspierająca i szczerze kochająca. Polubiłam także Bena, pisarza, z którym w pewnym momencie Casey zaczęła współpracować. Jej zadanie polegało na zebraniu 10 pisarzy do nowego projektu jej firmy. I tu także nie zabrakło jej wkurzającego zachowania. Bo z jednej strony podtykała im wszystkim umowy, w których wplecione były przeróżne kłamstwa, mniejsze bądź też większe, a z drugiej gdy tylko podpisali je i odeszli zaczynała mieć wyrzuty sumienia i było jej przykro. I tak z każdym pisarzem było. Zamiast coś z tym zrobić, albo po prostu się pogodzić z tym co robiła, ona wolała się nad sobą użalać. Ileż można?! A wracając do Bena, od razu wydał mi się skromnym i do tego przystojnym mężczyzną. Miałam wrażenie, że gdzie by się on nie pojawił to i tak by przyciągnął rzesze fanów, albo po prostu osoby, z którymi chętnie by poprowadził spontaniczne rozmowy. Miał coś w sobie takiego, co przyciągało wszystkich do niego. Był także dobroduszny i zawsze skłonny komuś pomóc. Miałam wrażenie, że nawet jeśli jakaś osoba by go bezpośrednio o tę pomoc nie poprosiła to i tak sam z siebie by do niej podszedł i podał pomocną dłoń. Trzecią postacią, którą pokochałam bez reszty była Lindsay. No tę dziewczynę można by było nazwać matką miłosierdzia. Zawsze miła, zawsze potulna i nie mogąca znieść, że ktoś inny może cierpieć. Zawsze miała w zanadrzu dobrą radę i kilka swoich "specyfików".
"Jeśli kogoś przenoszono z jednego projektu do drugiego, brała nas zazdrość. jeśli ktoś mógł gdzieś pojechać, a my nie, brała nas zazdrość. Jeśli ktoś dostał awans, a my nie, brała nas zazdrość. Tak jak w przedszkolu, tylko że jako od ludzi dorosłych oczekiwano od nas, że będziemy umieli poradzić sobie z negatywnymi emocjami."
Nie mogę powiedzieć, że autorka ma złe pióro, bo byłoby to po prostu kłamstwo. Potrafi pisać w lekkim stylu, jej powieść nie sprawia wrażenia ciężkiej. A jednak coś tutaj ewidentnie nie zadziałało i powieść ta mnie nie porwała, a wręcz poczułam się rozczarowana. W ostatnim zdaniu opisu jest wzmianka o tym, że powieść ta ukazuje nam kulisy świata, w którym każdy z nas by chciał żyć i pytanie czy chcielibyśmy tam zostać na dłużej... Po tej książce mogę śmiało powiedzieć, że nie. Nie chciałabym żyć w świecie pełnym chciwości, zazdrości i okropnej obłudy. W świecie, w którym każdy myśli wyłącznie o sobie, a problemy innych zbywa machnięciem ręki.
Na koniec muszę wspomnieć o jeszcze jednym minusie Jak upolować pisarza? Nie mam pojęcia czy to miało miejsce jedynie w moim egzemplarzu czy było tak we wszystkich, ale pojawiło się dość sporo błędów. I to takich, których wyeliminowanie zajęłoby może parę sekund, a których obecność jeszcze bardziej utrudniała czytanie.
Podsumowując, lektura ta ukazuje jak wygląda życie za kulisami w pewnej firmie korporacyjnej. Utrzymana w lekkim stylu, dotyka naprawdę poważnych tematów, chociażby gwałtu i tego jak szefostwo na wzmiankę o czymś takim reaguje. I chociaż autorka naprawdę się starała, mnie nie udało się jej przyciągnąć i wciągnąć. Cała historia mi się dłużyła, a głównej bohaterki wprost nienawidziłam, znielubiłam jej charakter, jej sposób bycia i sposób traktowania ludzi, którzy przebywali wokół niej. Mówię stanowcze nie i raczej nikomu nie będę polecać tego tytułu.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.




4 komentarze:

  1. Zaciekawilas mnie ta książka :) pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że zaciekawiłam w pozytywnym znaczeniu tego słowa ;) Z tego co patrzyłam po recenzjach, to jestem w mniejszości, że jednak mi się nie podobało xD

      Usuń
  2. Mam podobne zdanie odnośnie tej pozycji i również nie polubiłam głównej bohaterki... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu ktoś, kto ma podobne odczucia jak ja! Bo w sumie czytając tyle pozytywnych opinii już się zaczęłam zastanawiać nad tym, czy to ja się na czymś może nie znam, czegoś nie dostrzegłam... ;)

      Usuń

Bardzo dziękuję, że tu zawitałeś. A może zostawisz po sobie jakiś ślad? ;)

Warto przeczytać ;)

#10 Miłość potrafi poplątać niektórym drogi - "Pojedynek", Marie Rutkoski

Źródło Liczba stron: 380 Wydawnictwo: Feeria Young Data premiery: 18.11.2015 Moja ocena: 10/10 I nadszedł czas na zrecenzow...