Źródło |
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 09.11.2016
Moja ocena: 8/10
"Oddychaj spokojnie!"
"Wdech i wydech"
"Policz do dziecięciu"
"Policz myszy"
Nie, nie i raz jeszcze nie! Te zabiegi i tak nie są w stanie uspokoić mojego rozkołatanego serca po tej pasjonującej lekturze. Naprawdę nie spodziewałam się, że wywoła ona we mnie aż tyle emocji, że będę ją czytać z zapartym tchem i nie będę w stanie oderwać się od niej, no chyba że dojdę do ostatniego zdania. Ale zacznijmy od początku...
Pewnego dnia (a na pewno była wtedy piękna pogoda!) natrafiłam na post Magdy na swoim blogu, że organizuje ona Book Tour z książką Colleen Hoover. Nie ukrywam, że trochę się zawahałam przed zgłoszeniem, bowiem moja przygoda z tą autorką zakończyła się dość szybko i z poobijanym tyłkiem. Dlaczego? Swego czasu sięgnęłam po "Ugly Love", bowiem wszędzie czytałam zachwyty i peany nad tym właśnie tytułem. I co z tego wynikło? Rozczarowanie, może niezbyt duże, ale jednak. Jak dla mnie tamta powieść nie była zła, ale równocześnie też nie była aż tak wspaniała, żeby się nad nią zachwycać. Stwierdziłam wtedy, że już więcej po książki tej pani nie sięgnę. Do czasu aż nie napotkałam tej zabawy. Postanowiłam zaryzykować, zgłosiłam się i z niecierpliwością wyczekiwałam listonosza z paczką dla mnie. I w końcu zostałam nagrodzona, i to w trzynasty dzień sierpnia!
Źródło |
"Prawda jest o wiele bardziej prozaiczna: cały czas myślę o dwóch rzeczach, o których w tej chwili nie powinienem myśleć. O jej piersiach. Obu. Wiem, żałosny jestem. Ale jeśli już mamy tu siedzieć i się na siebie gapić, wolałbym, żeby była ubrana w coś z dekoltem, a nie w bluzkę z długimi rękawami, która każe się domyślać, co ma pod spodem."
Źródło |
Autorce udało się stworzyć porywającą powieść, która roztrzaska wasze serca na miliony kawałków, wtedy kiedy będziecie się tego najmniej spodziewać. Chociaż pomysł na fabułę może wydawać się już gdzieś omawiany, to Colleen Hoover zrobiła to na swój indywidualny sposób, nie starając się nikogo naśladować.
"- No właśnie. Od tej chwili każdą dziewczynę, jaką poznasz, masz porównywać do mnie, a nie do niej.- Wykorzystanie cię jako wzorca będzie okrutnie niesprawiedliwe dla wszystkich innych kobiet."
W powieści nie zabraknie humoru, który pojawia się chociażby w przeważającej części wypowiedzi Bena. Za każdym razem stara się rozśmieszyć Fallon, by ta chociaż na chwilę zapomniała o tym piekle, które sama przeszła. Ciekawym pomysłem było umieszczenie na początkach każdego rozdziału fragmentów wierszy autorstwa Bena, co sprawia, że cała historia staje się jeszcze bardziej romantyczna i urokliwa. Autorka postanowiła zastosować dość popularny zabieg - oddała głos dwójce głównych bohaterów. Dzięki temu, czytelnik nie musi się zastanawiać nad motywami danej postaci, nad tym, co nim kierowało, dlaczego zrobił tak a nie inaczej, nie ma tu miejsca na domysły. A już cała historia rozwiązuje się w 100%, kiedy na kilkunastu ostatnich stronach umieszczono powieść Bena, która przecież miała opierać się na jego i Fallon przeżyciach z 9 listopada. Dochodząc do końca lektury, odczuwałam zarówno radość, bowiem cieszyłam się, że wszystko się dobrze ostatecznie ułożyło, ale i było mi przykro, bo czas spędzony na tej książce minął mi dosłownie jak z bicza strzelił. I nim się obejrzałam, a tu już był koniec. Autorka pozostawia czytelnika z pewną niepewnością, bowiem ostatnie słowa mogą dawać nadzieję na to, że pojawią się kolejne części opisujące dalsze losy tej uroczej pary. I ja chętnie po takowe sięgnę! Na sam koniec jeszcze napiszę, że w "November 9" pojawiają się postacie z innych książek Hoover, o czym dowiedziałam się dopiero po lekturze, z innej recenzji. Ale to także można zaliczyć na poczet plusów i ciekawych zabiegów tutaj zastosowanych. I chociaż ktoś może uważać, że fabuła jest przewidywalna, to mnie ta powieść urzekła w 200% i jedyne czego żałuję to to, że była ona tak krótka. Niedosyt może budzić także to, że nie dowiemy się za bardzo o tym, co działo się u bohaterów w okresie pomiędzy kolejnymi spotkaniami, autorka skupia się jedynie na 9 listopadzie kolejnych lat.
Podsumowując, "November 9" to powieść o walce o siebie, poszukiwaniu własnego szczęścia i miłości, ale tej, która potrafi burzyć najtwardsze mury świata. Z pewnością spodoba się takim romantyczkom jak ja, jak również fankom twórczości Hoover i historii z happy endem.
Nie czytałam jeszcze
OdpowiedzUsuńTo polecam z całego serca, lektura naprawdę porywająca ;)
UsuńZnam twórczość Hoover i ja uwielbiam. Na pewno sięgne po te książkę :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTylko nie zapomnij potem się podzielić swoją opinią ;)
UsuńColleen Hoover jest jedną z moich ulubionych autorek i tak naprawdę "November 9" jest chyba jedyną powieścią, której jeszcze nie przeczytała. Jest tak wychwalana, że obawiam się, że się zawiodę. Dziwny, irracjonalny lęk, ale jest :D.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, u mnie było tak z inną książką tej pani. Sięgnęłam po "Ugly Love", bo wszyscy tak wychwalali, a na mnie nie zrobiła ona jakiegoś spektakularnego wrażenia. Powieść zła nie była, ale też jakaś super, żeby się nią nie wiem jak mocno zachwycać. Zraziłam się do autorki i więcej jej książek nie czytałam. Aż do dzisiaj ;)
Usuń