niedziela, 3 listopada 2019

#40 Miłość i spełnianie swoich marzeń... - "Cząstka pomarańczy", Lidia Tasarz

Źródło
Liczba stron: 762
Wydawnictwo: Psychoskok
Data premiery: 23.10.2018

Czy jesteście ciekawi, jak wygląda produkcja filmu od środka? Czy zastanawialiście się, co czują wtedy aktorzy i z czym muszą się oni zmagać? Autorka Cząstki pomarańczy postanowiła podjąć właśnie tę tematykę. Maja ma osiemnaście lat i prowadzi zwyczajne życie. Do czasu, kiedy na jej drodze nie staje Stephenie Meyer, autorka jakże później popularnej Sagi o wampirach i wilkołakach. Kobieta proponuje młodej dziewczynie rolę Belli, ta zaś pomimo tego, że jest w ogromnym szoku, wyraża zgodzę. Jej życie nabiera ogromnego tempa, wszystko dzieje się tak szybko, że Maja nie nadąża. Na planie filmowym poznaje Taylora, odtwórcę Jacoba, czyli jednego z głównych wilczków. Pomiędzy nimi zaczyna rodzić się poważniejsze uczucie. Tylko czy ma szansę się rozwinąć?

No dobrze, zacznijmy od oprawy graficznej. Niestety, ale nie mogę powiedzieć na jej temat nic pozytywnego. Jest zwyczajnie brzydka, nie przyciąga wzroku i po lekturze nadal nie potrafię powiedzieć, co autor miał na myśli. Nawet w najmniejszym stopniu nie nawiązuje do treści tej powieści. Na tym etapie jeszcze miałam nadzieję, że chociaż okładka jest taka jaką każdy widzi, to może chociaż treść przyciągnie i wciągnie. Jakże się myliłam! Zacznijmy od bohaterów. Maja, czyli główna bohaterka była tak irytująca, że miałam ochotę nią mocno potrząsnąć. Ileż razy można czytać o tym, jaki jej facet jest najlepszy, najwspanialszy i w ogóle naj? Wystarczyło o tym wspomnieć raz, a nie na co piątej stronie. Poza tym autorka chyba nie wie do końca jak się pisze poprawnie imię jednego z wilków. Raz więc tworzy wersję Jacob, żeby już w następnym zdaniu zrobić z tego imienia Jakoba. Nie wygląda to zbyt profesjonalnie.
"Oddychając szybko, leżeliśmy wtuleni w siebie. Czułam, jak moje serce bije wszędzie, w całym moim ciele, a najbardziej w gardle. Czułam też, jak mocno bije serce Taylora. Przytulona policzkiem i uchem do jego klatki piersiowej nie tylko słyszałam głośne bum, bum, bum, ale dosłownie czułam na policzku uderzenia serca Taylora."
Kompletnie nie rozumiem, po co autorka rozwlekła całą historię aż na ponad 700 stron. W moim odczuciu wystarczyłoby oprzeć ją na maksymalnie 200 stronach i z pewnością by to wystarczyło. Prawie nic się tu nie dzieje, akcja jest bardzo powolna, wręcz ślimacza. Lektura z pewnością w tym przypadku nie sprawia jakiejś dużej przyjemnością, wręcz przeciwnie, jest męcząca. Pomysł na fabułę był nawet fajny i dość oryginalny, bo wiecie, kręcenie Zmierzchu, powoli się rodząca na planie miłość, ale co z tego, skoro wykonanie woła o pomstę do nieba? Czytelnik w pewnym momencie dochodzi do wniosku, że nie czyta wcale powieści tylko dość słabe fanfiction, stworzone przez małolatę, która zbytnio nie miała pomysłu na całą historię, więc na siłę ją wydłużała, bo przecież im więcej stron tym lepiej! Do tego dłuży się ono niczym telenowela, a każda przeczytana strona to bardzo powolny krok w stronę końca. Serio, kiedy przeczyta się w końcu ostatnie zdanie, ma się ochotę na wzięcie głębokiego oddechu. I dochodzi się do wniosku, że jednak właśnie ta książka to była ta najgorsza w życiu czytelniczym.
"Zanim zaczęły się zdjęcia, reżyser zafundował niemal wszystkim niezłą zaprawę. Cieszyło mnie, że byłam z tego zwolniona, bo moja rola nie wymagała - póki co - ani wielkiej siły, ani nadzwyczajnej sprawności fizycznej. Wręcz przeciwnie - Bella była uosobieniem niezdarności, nieśmiałości i totalnego braku koordynacji ruchowej." 
Na koniec nie sposób nie wspomnieć o tym, iż akcja jest bardzo rwana. Przez większość stron czytelnik jedyne na co ma ochotę to szerokie ziewanie, żeby tuż pod koniec zadziało się coś, co mrozi krew w żyłach i podnosi nieco poziom adrenaliny. Ale nawet coś takiego nie uratuje tej książki.
Podsumowując, Cząstka pomarańczy to miała być historia pełna pasji, miłości i odnajdywania samej siebie. Czytelnik zamiast tego dostaje powieść, która do złudzenia przypomina swego rodzaju fanfiction, wydłużony do ponad 700 stron, niczym telenowela, czyli serialowy tasiemiec. Nie da się nie ziewać przy czytaniu tej książki. Jest nudna wręcz, praktycznie nic się tu nie dzieje, zaś związek Mai i Taylora jest tak słodki, że ma się ochotę zwrócić to co się jadło na przykład na śniadanie. Nie polecam zdecydowanie.


Ocena: 3/10 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.


2 komentarze:

  1. O kurcze, nawet nie wiedziałam, że ta książka nawiązuje do "Zmierzchu"- przez okładkę w życiu bym tak nie powiedziała! :D szkoda tylko, że całość równie kiepska co okładka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, to przykład książki, w której zarówno okładka jak i treść nie zachwycają. Ba, nawet nie wciągają zbytnio, a czytelnik myśli jedynie o tym, ile jeszcze mu zostało stron do końca :( No właśnie, przez opis sądziłam, że będzie to coś lepszego. A jeszcze autorka miała tendencję do powtarzania się. Na przykład wspominała, że pada deszcz i jest zimno, żeby już na kolejnej stronie o tym przypominać...

      Usuń

Bardzo dziękuję, że tu zawitałeś. A może zostawisz po sobie jakiś ślad? ;)

Warto przeczytać ;)

#10 Miłość potrafi poplątać niektórym drogi - "Pojedynek", Marie Rutkoski

Źródło Liczba stron: 380 Wydawnictwo: Feeria Young Data premiery: 18.11.2015 Moja ocena: 10/10 I nadszedł czas na zrecenzow...